O oswajaniu i przyswajaniu. Czyli o tym, co mają jeże do języka...
- Michalina Przybył
- 21 lut 2021
- 2 minut(y) czytania
Witam wszystkich serdecznie! Jak już pewnie wiecie z mojej strony jestem Michalina i mam fioła na punkcie języków (w szczegolności angielskiego) i wszystkiego co z nimi związane (w szczególności nauczania). Mówiąc szczerze, cieszę się, że zmotywowałam się do pisania bloga na ten temat (nawet jeżeli będą go czytać tylko moi uczniowie pod groźbą przekształacania fragmentów litertury na stronę bierną oraz koledzy taty, których serdecznie pozdrawiam:)
A tak na poważnie, przyswajanie języka, metodyka, językoznawstwo stosowane to tematy bardzo szerokie, natomiast mało jest źródeł pisanych przystępnym i żartobliwym językiem (tak, tak zamierzam wprawiać moich czytelników w niemałe zakłopotanie, gdy staną przed wyborem czy już śmiać się czy płakać). Zastanawiałam się co chciałabym przekazać w mom pierwszym poście i stwierdziłam, że może powiem krótko o najbardziej ogólnym założeniu, którym kieruję się w mojej pracy, mianowicie o naturalnym przyswajaniu języka.
Nie lubię słowa nauka. Nie lubię słowa pouczyć się. Wolę słowo “przyswajanie” ale przyznaję, dziwnie jest mówić: “Nie mogę dzisiaj nigdzie wyjść, muszę przyswoić matmę na sprawdzian”. Aczkolwiek przyswajanie języka brzmi już nieco lepiej. Trochę jak oswajanie. Od razu widzę małego najeżonego jeża, który wystawia kolce i nie daje się dotknąć. Nie daje się pogłaskać, dopóki ktoś go nie oswoi i przyswoi do domu. Wtedy jeżyk staje się wspaniałym życiowym towarzyszem i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. I dokładnie tak samo jest z oswajaniem/przyswajaniem jeżyka. Pardon, JĘZYKA. A nawet łatwiej ponieważ w większości przypadków, gdy oswajamy jeża robimy to po raz pierwszy i wszystkiego musimy uczyć się od nowa. A w przypadku języka wygląda to zupełnie inaczej. Jako że jestem dumna z mojej jeżowej metafory i zamierzam wykorzystywać ją przy każdej możliwej okazji, let’s put it this way:

Podsumujmy: oswojenie się z językiem jest łatwiejsze niż oswojenie jezyka (sic!). Tak jak wspominałam w opisie swoich metod, kiedy uczymy dziecko języka ojczystego stawiamy na naturalność. Tak samo uczylibyśmy dziecko drugiego języka (rodziny bilingwalne oraz rodzice wychowujący dzieci immmersją, czapki z głów dla Was tworzycie dzieciakom naprawdę super przyszłość). O tym co wiem o dwujęzyczności i immersji planuję napisać w oddzielnym poście, zmierzam na razie do tego, że tak jak w przypadku dzieci metoda immersyjna/ naturalne przyswajanie języka wydaje się coraz częściej oczywistym i naturalnym wyborem. Pytanie brzmi, czy te metody podziałają na kogoś, kto nieco później zaczyna uczyć się dodatkowego języka. Tak. Co więcej, dzięki temu, że im starsi jesteśmy, tym lepiej rozwinięte jest nasze myślenie abstrakcyjne i umiejętność tworzenia różnego rodzaju połączeń między myślami i konceptami. Jedyne co jest potrzebne, to stworzenie właściwych warunków i dobranie odpowiedniego podejścia. I tym zawodowo zajmuję się ja, uwaga pora na reklamę: zapraszam do zapoznania się z moją ofertą:)
Jest tyle teorii i metod mówiących o tym jak najszybciej/najefektywniej nauczyć się kolejnego języka. I w każdej jest mnóstwo racji. Tak jak wspominam na swojej stronie, lubię eklektyzm i miksowanie wszystkiego po trochu. Postaram się opisywać to co wiem, to czego się jeszcze będę dowiadywać. Sharing is caring w końcu, nie? Myślę, że tyle wystarczy jak na pierwszą próbkę moich możliwości, ale brace yourselves, nadchodzi językowy jeżyk! A tymczasem sweet dreams i miłego tygodnia:)

Comentarios